W zeszłym tygodniu, gdy byliśmy jeszcze w Taichungu, spotkała nas miła niespodzianka. Mianowicie okazało się, że w tym samym czasie jest tam Marta, moja dobra koleżanka, która na codzień mieszka w Ilan 宜蘭. Marta ma dwójkę uroczych dzieci - córeczkę i synka. Oboje są młodsi od Ani, ale dziewczynki świetnie się razem bawią, a chłopak za nimi podąża.
Tak więc spotkałyśmy się na terenie olbrzymiego uniwersytetu Tunghai. Jest to najstarszy prywatny uniwersytet na Tajwanie założony w 1955 roku przez misjonarzy - Metodystów. Teren uniwersytetu jest naprawdę imponujący. Znajdują się tam i farma jeleni, i farma krów, i jeziorko i duża kaplica, a właściwie kościół. Kampus uniwersytecki to jeden wielki park.
Cała trójka dzieci pomykała po uniwersytecie na hulajnogach, Zosia na deskorolce i tylko mamy podążały za wszystkimi na piechotę. Niestety zdjęć mam niewiele, bo po prostu było ... za gorąco.
Poszliśmy również na lody zrobione z mleka od tych właśnie krówek.
Chętnie wróciłabym na kampus tego uniwersytetu o innej porze roku, w lecie jest stanowczo za gorąco! Miło było jednak spotkać znajome twarze i porozmawiać sobie.
Cała trójka dzieci pomykała po uniwersytecie na hulajnogach, Zosia na deskorolce i tylko mamy podążały za wszystkimi na piechotę. Niestety zdjęć mam niewiele, bo po prostu było ... za gorąco.
Jeleniom wschodnim (sika deer, 梅花鹿) upał nie przeszkadzał.
Nad stawem było trochę chłodniej, ale i tak pot lał się z człowieka.
Biedne krowy stały lub leżały w zaschniętym błocie.
Chętnie wróciłabym na kampus tego uniwersytetu o innej porze roku, w lecie jest stanowczo za gorąco! Miło było jednak spotkać znajome twarze i porozmawiać sobie.
Comments
Post a Comment