Dzisiejszy wpis powstał w ramach jesiennego projektu
Klubu Polek na Obczyźnie.
Klubu Polek na Obczyźnie.
Miałam napisać o rzeczach, do których nie mogę się przyzwyczaić na Tajwanie. Zastanawiając się o czym napisać nic nie przychodziło mi do głowy, bo chyba już do wszystkiego się przyzwyczaiłam (tak mi się przynajmniej wydawało). Spytałam się więc Zosi i Jasia o ich opinię. I ku mojemu zdumieniu zaczęli wymieniać mi mnóstwo rzeczy, które denerwują ich na Tajwanie i do których oni (choć spędzili tu większość swojego życia) nie mogą sie przyzwyczaić. No coż ... sporządziłam listę tych rzeczy i rzeczywiście są one denerwujące, ale ... ja już do nich przywykłam i przeważnie ich nie zauważam.
Tak więc moje polsko-tajwańskie dzieci nie mogą przywyknąć do następujących rzeczy:
Bałagan na drogach i ulicach
Na Tajwanie jest mnóstwo samochodów, a jeszcze więcej skuterów. Nie wszyscy jednak postępują zgodnie z przepisami ruchu drogowego. Na północy Tajwanu, gdzie leży stolica Tajwanu, Tajpej, to jeszcze pół biedy, ale im dalej na południe tym większa swoboda i bałagan na drogach. Często zdarza się skręcanie w lewo z prawego pasa, przejżdżanie na czerwonym czy jazda pod prąd. Na szczęście Tajwańczycy jeżdżą w miarę wolno (nawet swoimi wypasionymi Jaguarami i Porche), więc poważnych wypadków jest niewiele, najwyżej jakieś obtarcia lub niewinne stłuczki. Ja jednak staram się mieć oczy dookoła głowy i przestrzegać wszelkich przepisów.
Sytuacja na chodnikach
Chodniki, jeśli w ogóle są, często zamieniają się w parkingi dla skuterów. Nierzadko Tajwańczycy parkują swoje auto na parterze swojego domu ... w dużym pokoju. By to zrobić muszą przejechać przez chodnik oczywiście.
Poza tym chodnik przed każdym domem jest innej wysokości, tak więc nie sposób jechać po chodniku wózkiem z dzieckiem lub wózkiem inwalidzkim.
Często chodnik jest też przedłużeniem restauracji, czyli są na nim stoliki i krzesła i tłum jedzących ludzi. A sprzedawcy wystawiają swoje dobra na sprzedaż ze sklepu na chodnik.
(Źródło: http://twstreetcorner.org/) |
Brzydota starszych części miast i miasteczek
Kable, gdzie się nie obejrzysz, tam wiszą kable - dyndają w poprzek ulicy, między domami, pną się po fasadzie budynku, zwisają ze słupów. Po prostu jeden wielki bałagan!
Kraty w oknach, na balkonach - wyobraźcie sobie kraty na 10 piętrze! Po co? Spiderman się tam wdrapie? Te kraty są prawdziwym przekleństwem, stwarzają olbrzymie zagrożenie dla mieszkańców, bo w razie pożaru nie sposób pomóc uwięzionym w środku ludziom.
Wszelkie dobudówki na dachach - właściwie każdy budynek wybudowany ponad 15-20 lat temu ma coś dziwnego wyrastającego na dachu, Często jest to po prostu nielegalna dobudówka z blachy (mieszkałam w takiej przez rok w czasie studiów). Szpeci to budynek przeraźliwie.
Brud i śmieci
Na Tajwanie trudno natknąć się na kosze na śmieci na ulicy czy w parkach. A więc jeśli chce się wyrzucić np chusteczkę, czy papierek, to po prostu nie ma gdzie. Oczywiście dobrze wychowany człowiek wkłada papierek do kieszeni czy torby i wyrzuca, gdy takowy kosz na śmieci znajdzie. Nie wszyscy jednak lubią nosić śmieci w kieszeni.
A dlaczego nie ma koszy na ulicy? Przyczyna jest prosta - mieszkańcy Tajwanu muszą wyrzucać śmieci prosto do śmieciarek, które przejeżdżają ulicami miast i miasteczek raz dziennie o wyznaczonej godzinie. Wtedy to wszyscy ludzie wylegają z domów, biur, restauracji, sklepów i wrzucają torby ze śmieciami prosto do śmieciarek. Gdyby w mieście porozstawiano kosze na śmieci, to ludzie zostawialiby tam swoje domowe torby ze śmieciami. Logiczne, prawda?
Ponadto sporo część męskiej populacji Tajwanu żuje owoce palmy betelowej z obrzydliwą czerwoną pobudzającą pastą. Żują te orzeszki, a później plują czerwonym świństwem, któe wygląda jak krew, gdzie popadnie. Obrzydlistwo.
No i wszechobecne karaluchy i inne robaki, do tego nie tylko dzieci nie mogą się przyzwyczaić, ale ja również. Karaluchy są olbrzymie, latające - ble!
(Źródło: http://www.ettoday.net/) |
Bezpańskie psy
Do widoku biednych, wychudzonych i schorowanych psów nigdy się nie przyzwyczaję. Jest to nieludzkie wyrzucać psy z domu jak tylko wyrosną z wieku szczenięcego i już nie są "cute". Młode Tajwanki kochają pieski, takie zabawkowe, co to można je ubrać, włożyć do wózeczka lub nosić w torebce. Jak to widzę, to się we mnie gotuje! Wyperfumowane pudelki w bucikach z jednej strony, a z drugiej mnóstwo bezpańskich psów szwędających się po drogach. Bardzo smutny to widok.
(źródło - Internet) |
Szkoła
Czy możecie sobie wyobrazić, że większość nastolatków chodzi do szkoły 7 dni w tygodniu? Tak, w soboty i niedziele też. Wakacje i ferie też spędzają w murach szkolnych. Fajnie, co nie? Nie oznacza to jednak, że młodzież jest tu mądrzejsza czy też że posiada większą wiedzę ... o nie! Oni po prostu wkuwają wszystko na pamięć i uczą się jak pisać testy.
Ponieważ nie chcemy by nasze dzieci uczyły się w ten sposób, nie wysyłamy ich do szkoły - uczymy je sami. Homeschooling rules!
Proszę zajrzyjcie na blogi moich koleżanek z Klubu Polek by dowiedzieć się do czego one nie mogą się przyzwyczaić w krajach zamieszkania. W zeszłym tygodniu można m.in. poczytać o UK, USA, RPA, Niemcach, Irlandii i Islandii. Zapraszam TUTAJ.
Jesienny projekt jest dedykowany akcji "AUTOSTOPEM DLA HOSPICJUM". Przemek Skokowski wyruszył autostopem z Gdańska na Antarktydę Celem tej wyprawy jest zebranie 100 tys. zł. na Fundusz Dzieci Osieroconych oraz na rzecz dzieci z Domowego Hospicjum dla dzieci im. ks. E. Dutkiewicza SAC w Gdańsku. Na chwilę obecną brakuje 33 tys. zł. Jeśli podoba Ci się te nprojekt, to prosimy o wsparcie akcji dowolną kwotą.
Więcej na: https://www.siepomaga.pl/r/autostopemdlahospicjum
Do karaluchów po prostu nie da się przyzwyczaić...
ReplyDeleteRacja, nie mam wstrętu do wielu robaków ale karaluchy zwłaszcza latające to obrzydlistwo. Chodniki różnej wysokości to musi być utrudnienie. Piszesz, że ludzie parkują auta na pierwszym piętrze. Masz na myśli auta czy skutery?
ReplyDeleteParkują samochód na parterze w środku domu (nie w garażu), tzn po prostu wjeżdżaja do środka pokoju, w którym jest jeszcze przeważnie ołtarzyk i jakieś twarde drewniane siedziska, czasami też telewizor. W stolicy i dużych miastach to już rzadki widok, ale w mniejszych miasteczkach jeszcze się spotyka.
DeleteChodniki! Ostatnio w Kanchanaburi szłam po chodniku kolegą i co chwilę musieliśmy schodzić na drogę, bo na samym środku albo znaki, albo drzewa, albo skutery i krzesła z restauracji tak jak wspomniałaś, albo insze jeszcze rzeczy. No i tak się zastanawialiśmy skąd to się bierze. Doszliśmy do wniosku - kto w Tajlandii chodzi po chodniku? Ile razy widzieliśmy kogoś idącego po chodniku? Ile razy sami chodziliśmy gdzieś? Akurat szliśmy do baru, to się zdarzyło, chociaż wiem, że w Tajlandii i do baru się jeździ. Odpowiedź nam się sama nasunęła - tu nikt chodnika nie używa do chodzenia po nim, każdy jeździ skuterem. Zatem tajski (ogólnie azjatycki podejrzewam) chodnik to taki zbędny kawałek drogi, na którym można postawić, to czego na drodze postwaić nie można :P :)
ReplyDeleteTeż fakt, ale jednak w dużych miastach sporo osób porusza się po chodnikach, tym bardziej że są one zadaszone, a więc w czasie deszczu jest się suchym, a w upale choć trochę osłoniętym od słońca. W mniejszych miastach, chodniki zupełnie nie służą do tego do czego jesteśmy my przyzwyczajeni, czyli do chodzenia.
DeleteA propos brudu i brzydkich budynków: ja zauważyłam, że ludziom to nie przeszkadza i nikt tego nie będzie chciał zmienić. Mieszkam w starym i szpetnym budynku, ale zamiatam czasami klatkę, myję okna (no jakoś trzeba sobie radzić) - jestem jedyna nie tylko w moim bloku ale i na całym osiedlu. U mojego sąsiada na dole klatka jest tak zasyfiona, że nieprzyjenie się tamtędy przechodzi. A w domach u naszych znajomych nie jest lepiej, nie zamiatają, nie sprzątają łazienki, nawet kiedy mają gości!
ReplyDeleteNiestety Tajwańczycy jakoś nie widzą syfu i brudu ich otaczającego. Wiadomo np, że do sprzątania należy zatrudnić Filipinkę, a nie Tajwankę, która sprzątnie tylko pośrodku pokoju ;-)
DeleteWażne że Ferrari pod domem jest. Bo wtedy nikt sie nie przyczepi do chlewa w domu. A jak niema Ferrari tio dlatego w domu chlew bo rodzi na zbyt zajęta zarabianiem na Ferrari. A serio - to syf wewnatrz domu dobitnie przypomina że większą część Tajwanczykow dopiero niedawno oderwało granatem od pługa. I jedno gora dwa pokolenia to za jako na zmianę nawyków od zera - więc lokalsi zra jak wieprze (obiad w tajwańskimi towarzystwie zawsze pomagał mi utrzymać dietę, patrząc jak memlaja zarciem w otwartych paszczach przestaje człowiek być głodny...), mieszkają w kurnikach udających domy i zachowują sie jak wsioki z pretensjami i aspiracjami rzecz jasna.
ReplyDeleteCałe szczęście da się spotkać tajwańskie domy i rodziny gdzie jedzenie spożywa się normalnie bez mlaskania, w kiblu nie straszy gowno sprzed tygodnia, i da się z nimi normalnie pogadac. Tylko takich ludzi trzeba tam długo szukać...
Im dalej na południe tym gorzej. Na północy chyba więcej "kultury" :-) Ale fakt faktem, że nie mam pojęcia dlaczego w niektórych domach należy zdejmować buty skoro skarpetki lub bose nogi się do podłogi przyklejają.
DeleteAle ... Tajwańczycy to bardzo miły i pomocny naród i dobrze się wśród nich żyje (szczególnie nam "długonosym").
Owszem pmocni, mili.... Tylko niech mi nie pomagaja sprzatac i szukać drogi bo poza tym są ok...
DeleteO! Rozpoznałam kalaruchy. :-) Nie tylko w USA widzę się lęgną :-) Natomiast chodniki-parkingi trochę przypominają mi dawną Polskę, oczywiście nie do tego stopnia... Brud by mi pewnie przeszkadzał. Ten wszędobylski. A te zadaszone chodniki to fajna rzecz. Przydałoby się i na Florydzie :-)
ReplyDeleteKaraluchy, ale takie małe jak prusaki, to właśnie pierwszy raz lat temu wiele w USA widziałam. I tam też pierwszy raz spotkałam się z takimi pudełkami-pułapkami na karaluchy - fuuuj, jak tam właziły i przyklejały się!
DeleteW Stanach trudno się przyzwyczaic do BRAKU chodnika. Po co komu chodnik. Trzeba jezdzic samochodem, a nie chodzic!
ReplyDeleteRzeczywiście. W USA, poza downtown i suburbs trudno o chodniki.
Delete