Gdy Zosia miała 4 lata wylądowaliśmy na Tajwanie i ... całe nasze życie uległo zmianie.
Już nie mieszkaliśmy na neutralnym gruncie, rodzina męża była blisko, przez chyba 9 miesięcy mieszkaliśmy w jednym mieszkaniu z teściami, babcią i siostrami mojego mężą. Nie powiem, że był to miły i łatwy okres ... Jednak pomimo otaczającego nas zewsząd języka chińskiego (i tajwańskiego) ja nadal uparcie rozmawiałam z Zosią tylko po polsku.
Od razu po przeprowadzce zaczęły się również poszukiwania przedszkola, zarówno dla mnie jako nauczycielki, jak i dla Zosi. Okazało się jednak, że na Tajwanie dzieci (i nauczycielki oczywiście) muszą chodzić do przedszkola 5 dni w tygodniu, od 8:00 do 18:00! Nie mogłam się na to zgodzić, gdyż poza zajęciami w przedszkolu chińskojęzycznym chciałam nadal kontynuować Zosi edukację angielsko i polskojęzyczną. Tak więc chcąc nie chcąc zostałam stay-at-home mom.
Zosia przyjechała na Tajwan rozumiejąc chiński, ale praktycznie w nim nie mówiąc. Nie minęły jednak dwa-trzy miesiące jak zaczęła konwersować w tym języku zarówno z dziadkami i ciociami, jak i z innymi dziećmi. Zaczęła również chodzić na zajęcia taneczne (po chińsku) i muzyczne (po chińsku i tajwańsku).
Szybko też zaczęłam szukać innych polskich lub mieszanych rodzin z małymi dziećmi. Okazało się, że na całej 24-milionowej wyspie jest w sumie około 60-70 osób z Polski! Na szczęście wśród tej grupki Polaków była jedna polska rodzina z dwójką chłopców oraz kilka młodych dziewczyn, których mężowie byli również Tajwańczykami. Nie miały one jednak jeszcze dzieci, bo ... były dużo młodsze. (My jesteśmy najstarszym stażem mieszanym małżeństwem polsko-tajwańskim). Prawie od razu Zosia zaczęła bawić się z chłopcami, a ja zaprzyjaźniłam się z innymi Polkami, których rodziny zaczęły się powiększać. W ciągu półtora roku od naszego przyjazdu, na Tajwanie urodziło się pięcioro "polskich" dzieci, w tym Jaś.
Spotykania Polek na Tajwanie odbywły się kilka razy w miesiącu. Dzieci rosły, a Zosia, jako najstarsza, wcieliła się w rolę starszej siostry dla gromadki maluchów. Wszystkie nasze spotkania odbywały się jedynie w języku polskim. Nasze rodziny razem obchodziły urodziny dzieci, a także spotykały się w czasie świąt pokazując dzieciom, i mężom, jak wyglądają polskie tradycje.
Grupa Polaków na Tajwanie rośnie szybko, teraz jest nas pewnie 200-250 osób. Jesteśmy rozsiani po całej wyspie. Jest coraz więcej rodzin, w których język polski jest językiem przynajmniej jednego z rodziców. Obecnie nasze spotkania nie są równie częste jak to dawniej bywało, ale nadal raz w miesiącu staramy się wyjść razem na lunch lub spotkać u którejś rodziny w domu. Niestety jedynymi dziećmi na spotkaniach w ciągu tygodnia są moje dzieci i bardzo małe maluszki. Reszta chodzi do przedszkoli lub szkół. Kilka razy w roku organizuję jednak mniejsze lub większe spotkania u mnie w domu, na które zjawiają sie całe rodziny. Wtedy dzieciaki mogą się bawić do woli!
W jakim języku dzieci rozmawiają ze sobą? Króluje chiński, to fakt, ale ... ponieważ nie wszystkie dzieci mówią po chińsku (albo oboje rodzice są Polakami, albo drugi rodzic jest z innego kraju niż Tajwan) starsze dzieci, a szczególnie Zosia, starają się konwersować po polsku lub ... angielsku. Po prostu jedna wielka wieża Babel.
Większość rodzin przyjeżdża na Tajwan jedynie na kilka lat. W związku z tym przyjaźnie, które dzieci nawiązują nie są długotrwałe. Jaś za każdym razem bardzo przeżywa, gdy wyjeżdża któryś z jego kolegów. Pół biedy, gdy wyjeżdżają do Polski, gdyż wtedy możemy ich odwiedzać gdy sami jesteśmy w Polsce, gorzej jak przeprowadzają sie do Australii ...
Dwa lata temu Jaś wraz z dwoma kolegami przystąpił do I Komunii Świętej. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że był to pierwszy przypadek, gdy polski ksiądz na Tajwanie udzielił tego Sakramentu w języku polskim. Pół roku wcześniej udało mi się przekonać księdza (z tutejszego uniwersytetu katolickiego) by podjął się tego wyzwania. Przez pół roku przygotowywał on trzech chłopców - z których rodzice jednego byli Polakami, a dwóch pozostałych tylko mamy były Polkami. Była to świetna szkoła, nie tylko religijna, ale i językowa dla Jasia.
Staram się również organizować polonijne spotkania bożonarodzeniowe i poświęcenia pokarmów w Wielką Sobotę. Mam nadzieję, że w ten sposób przekażę moim, jak i innym dzieciom, choć część polskich tradycji. Według mnie, nie tylko nauka języka jest ważna, ale również wszystko co jest związane z kulturą polską. Przywiązuję do tego dużą uwagę i staram się zaangażować w to inne rodziny.
Już nie mieszkaliśmy na neutralnym gruncie, rodzina męża była blisko, przez chyba 9 miesięcy mieszkaliśmy w jednym mieszkaniu z teściami, babcią i siostrami mojego mężą. Nie powiem, że był to miły i łatwy okres ... Jednak pomimo otaczającego nas zewsząd języka chińskiego (i tajwańskiego) ja nadal uparcie rozmawiałam z Zosią tylko po polsku.
Od razu po przeprowadzce zaczęły się również poszukiwania przedszkola, zarówno dla mnie jako nauczycielki, jak i dla Zosi. Okazało się jednak, że na Tajwanie dzieci (i nauczycielki oczywiście) muszą chodzić do przedszkola 5 dni w tygodniu, od 8:00 do 18:00! Nie mogłam się na to zgodzić, gdyż poza zajęciami w przedszkolu chińskojęzycznym chciałam nadal kontynuować Zosi edukację angielsko i polskojęzyczną. Tak więc chcąc nie chcąc zostałam stay-at-home mom.
Zosia przyjechała na Tajwan rozumiejąc chiński, ale praktycznie w nim nie mówiąc. Nie minęły jednak dwa-trzy miesiące jak zaczęła konwersować w tym języku zarówno z dziadkami i ciociami, jak i z innymi dziećmi. Zaczęła również chodzić na zajęcia taneczne (po chińsku) i muzyczne (po chińsku i tajwańsku).
Szybko też zaczęłam szukać innych polskich lub mieszanych rodzin z małymi dziećmi. Okazało się, że na całej 24-milionowej wyspie jest w sumie około 60-70 osób z Polski! Na szczęście wśród tej grupki Polaków była jedna polska rodzina z dwójką chłopców oraz kilka młodych dziewczyn, których mężowie byli również Tajwańczykami. Nie miały one jednak jeszcze dzieci, bo ... były dużo młodsze. (My jesteśmy najstarszym stażem mieszanym małżeństwem polsko-tajwańskim). Prawie od razu Zosia zaczęła bawić się z chłopcami, a ja zaprzyjaźniłam się z innymi Polkami, których rodziny zaczęły się powiększać. W ciągu półtora roku od naszego przyjazdu, na Tajwanie urodziło się pięcioro "polskich" dzieci, w tym Jaś.
Spotykania Polek na Tajwanie odbywły się kilka razy w miesiącu. Dzieci rosły, a Zosia, jako najstarsza, wcieliła się w rolę starszej siostry dla gromadki maluchów. Wszystkie nasze spotkania odbywały się jedynie w języku polskim. Nasze rodziny razem obchodziły urodziny dzieci, a także spotykały się w czasie świąt pokazując dzieciom, i mężom, jak wyglądają polskie tradycje.
Grupa Polaków na Tajwanie rośnie szybko, teraz jest nas pewnie 200-250 osób. Jesteśmy rozsiani po całej wyspie. Jest coraz więcej rodzin, w których język polski jest językiem przynajmniej jednego z rodziców. Obecnie nasze spotkania nie są równie częste jak to dawniej bywało, ale nadal raz w miesiącu staramy się wyjść razem na lunch lub spotkać u którejś rodziny w domu. Niestety jedynymi dziećmi na spotkaniach w ciągu tygodnia są moje dzieci i bardzo małe maluszki. Reszta chodzi do przedszkoli lub szkół. Kilka razy w roku organizuję jednak mniejsze lub większe spotkania u mnie w domu, na które zjawiają sie całe rodziny. Wtedy dzieciaki mogą się bawić do woli!
W jakim języku dzieci rozmawiają ze sobą? Króluje chiński, to fakt, ale ... ponieważ nie wszystkie dzieci mówią po chińsku (albo oboje rodzice są Polakami, albo drugi rodzic jest z innego kraju niż Tajwan) starsze dzieci, a szczególnie Zosia, starają się konwersować po polsku lub ... angielsku. Po prostu jedna wielka wieża Babel.
Większość rodzin przyjeżdża na Tajwan jedynie na kilka lat. W związku z tym przyjaźnie, które dzieci nawiązują nie są długotrwałe. Jaś za każdym razem bardzo przeżywa, gdy wyjeżdża któryś z jego kolegów. Pół biedy, gdy wyjeżdżają do Polski, gdyż wtedy możemy ich odwiedzać gdy sami jesteśmy w Polsce, gorzej jak przeprowadzają sie do Australii ...
Trzech kolegów - niestety teraz jeden w Polsce, drugi w Austarlii, a trzeci ... na Tajwanie. |
Polskie dzieci ze Święconkami. |
Doroto, widziałam vlog twojej córki i czytałam jej blog. Jest świetna! Wesoła, pozytywna i bardzo mądra! Oczywiście, widać tutaj twoją ogromną pracę! zaczepiłam nawet twoje dziecko na FB, chciałam jej wysłać mail ale nie udało mi się. Zaprosiłam ją do siebie ale oczywiście nie musi a nwet nie powinna zaprzyjaźniać się ze starą babą - chciałam jej tylko napisać jak bardzo mi się podoba i jak bardzo chciałabym żeby została inspiracją dla mojej, 12-stoletniej córki! Super fajną rodzinką jesteście!
ReplyDeleteZapraszam do mnie: http://aniukowepisadlo.blox.pl/html
Dzieki, dzieki. Twoja Kasia tez jest super! Szkoda, ze dziewczyny mieszkaja tak daleko od siebie :-) Zaczelam czytac Twoj blog. Fajny!
ReplyDeleteZosia rzeczywiscie nie odpowiada na posty osob, ktorych nie zna, ale jesli Twoja Kasia ma FB, to Zosia zaprasza do grupy "My Wielojezyczni" https://www.facebook.com/groups/450767968334113/ Zbiera sie tam grupka nastolatkow mowiacych po polsku, ale mieszkajacych poza granicami Polski.