Wiem, wiem nawet w czasach pandemii mnóstwo ludzi lata wte i wewte, szczególnie w Europie. Jednak ... liczba lotów z i na Tajwan znacznie się zmniejszyła, a niektóre kraje w Azji zamknęły granice dla turystów.
Długo się zastanawialiśmy czy, kiedy i w jakim składzie mamy lecieć do Japonii. Przepisy dotyczące wjazdu do Japonii zmieniały się co kilka dni. Loty były odwoływane. Nic nie było pewne. W końcu jednak, decyzja została podjęta - do Japonii poleciał ze mną Tim i Ania, Jaś został w domu. Bilet kupiliśmy na kilka dni przed wylotem, by mieć pewność, że lot nie zostanie odwołany. I tak 9 stycznia rano znaleźliśmy się na zupełnie pustym lotnisku w Taoyuan.
Pierwszy raz lecieliśmy nowymi tajwańskimi liniami lotniczymi Starlux. Samolot był nowiutki, fotele bardzo wygodne, jedzenie pyszne, duży wybór filmów, jednak... dziwnie było dzielić ten lot jedynie z pięcioma innymi osobami (poza naszą rodziną leciało jeszcze tylko trzech pasażerów).
Lot minął szybko i przyjemnie. Po wylądowaniu na lotnisku Narita dostaliśmy obstawę - przewodniczkę, która prowadziła nas długimi, bardzo pustymi korytarzami do "poczekalni".
Na tych krzesełkach spędziliśmy trochę czasu wypełniając jakieś świstki, a następnie zaprowadzono nas na test covidowy. Był to jedynie test śliny. Oczywiście po tym teście znowu musieliśmy iść do innej "poczekalni" i czekać na wyniki testu. Trwało to trochę długo, ok. godziny.
W końcu, z negatywnymi wynikami testu, mogliśmy labiryntem korytarzy iść do kontroli paszportowej, a następnie po odbiór bagażu.
Jak widać jedynymi samolotami, które przyleciały tego popołudnia na nasz terminal na lotnisku Narita, był nasz lot z Taipei i lot z Manili. Wszędzie pusto. Nawet przed lotniskiem cisza i spokój, brak samochodów, autobusów czy też taksówek oczekujących na przyjezdnych. Na szczęście nasz kierowca czekał na nas i wkrótce Ania mogła zdrzemnąć się na bardzo wygodnych fotelach w bardzo wygodnym samochodzie.
Pierwsze godziny jechaliśmy przez Chibę i Tokio, później już tylko małe miasteczka ukryte za wysokimi ogrodzeniami autostrady.
Po prawie sześciu godzinach wygodniej i spokojnej jazdy dotarliśmy do zaśnieżonej Hakuby i ropoczęsliśmy 14-dniową kwarantannę.
Comments
Post a Comment