W końcu nadszedł ten dzień, wyczekiwany dzień powrotu na Tajwan. Po 161 dniach wracam do domu! Mieszkając na Tajwanie od stycznia 2002, czyli już ponad 18 lat, nigdy nie opuszczałam go na tak długo. Nigdy też nie rozstawałam się z mężem lub z synem na tak długo. Nigdy też nie byłam tak długo jedynie z Anią.
Czas spędzony w Japonii udało mi się jednak całkiem dobrze wykorzystać. Ogarnęłam tamtejszy dom i ogród, zwiedziłam sporo okolicznych miejsc, skończyłam tłumaczenie opowiadania, zrobiłam mnóstwo zdjęć, rozpoczęłam z Anią zabawę w Geocaching i rozwinęłam swój Instagram.
Czas spędzony w Japonii udało mi się jednak całkiem dobrze wykorzystać. Ogarnęłam tamtejszy dom i ogród, zwiedziłam sporo okolicznych miejsc, skończyłam tłumaczenie opowiadania, zrobiłam mnóstwo zdjęć, rozpoczęłam z Anią zabawę w Geocaching i rozwinęłam swój Instagram.
Ania z kolei chodziła do szkoły i poduczyła się japońskiego na tyle dobrze, że mogła porozumiewać się z dziećmi i z nauczycielami. Oczywiście nie rozumie wszystkiego ani nie przeprowadzi konwersacji na wysokim poziomie, ale daje sobie radę. Kilka razy była dyżurną w klasie, a to wiąże się z mówieniem wielu wyuczonych formułek przed całą klasą i zapisywaniem różnych informacji na tablicy. Dowiedziałam się też, że Ania jest najlepsza w klasie z ... geografii Japonii! Zna wszystkie prefektury, gdzie która leży i jak się zapisuje jej nazwę. W matematyce jest na tyle dobra, że nauczyciel wyznaczył ją do pomocy innym dzieciom. Z wielu testów kanji (chińskich znaków używanych w języku japońskim) dostała maksimum punktów. Mogę być z niej dumna.
Oczywiście nie przez cały czas było różowo. Były dni, gdy myślałam, że jeszcze dużo czasu upłynie zanim uda nam się wrócić na Tajwan. Tak było pod koniec czerwca, dzień lub dwa po tym jak kupiłam bilety lotnicze na 1. sierpnia, gdy okazało się, że Tajwan wprowadził nakaz zrobienia testu na COVID-19 w kraju, z którego się wylatuje. Zrobienie tego testu w Japonii było dla mnie prawie niewykonalne, gdyż najbliższe centrum testowe było w Tokio, czyli ok 6 godzin drogi od Hakuby. Oczywiście kolejka kilkuset osób uniemożliwiłaby mi powrót tego samego dnia. Na wyniki też trzeba by było czekać 2-3 dni, więc jeśli byśmy przyjechały do Tokio na kilka dni przed wylotem, by zrobić test, musiałybyśmy spędzić parę nocy w hotelu, a to oczywiście wiąże się nie tylko z kosztami, ale i z ryzykiem zarażenia koronawirusem! Na szczęście rząd tajwański słucha nie tylko głosu swoich obywateli, ale również osób z kartami stałego pobytu (czyli takich jak ja). Wiele z nich zgłosiło swoje uwagi, dotyczące nowego rozporządzenia, do tajwańskiego Biura Imigracyjnego i Biura Spraw Konsularnych. Po kilku dniach rozporządzenie to zostało zniesione w stosunku do osób posiadających karty stałego pobytu. Kamień spadł mi z serca!
Jednak nie na długo ... na dwa tygodnie przed naszym planowanym powrotem nasz lot został odwołany ... Okazało się, że od sierpnia będzie jeszcze mniej lotów pomiędzy Japonią i Tajwanem. Słysząc tę wiadomość miałam wrażenie, że Japonia nie chce nas wypuścić, że znalazłyśmy się w potrzasku. Postanowiłam wracać pierwszym samolotem odlatującym z Tokio do Taipei wieczorem i który będzie miał miejsca. Samolot taki był tylko jeden w tygodniu - w środy o 18:20. Wszystkie inne loty były wczesnym popołudniem, a to oznaczałoby konieczność wyjazdu z Hakuby w nocy. Okazało się, że biletów nie ma już ani na 22.07 ani na 29.07. Zapisałam nas na listę rezerwową i czekałam. Po kilku dniach otrzymałam wyczekiwany e-mail - zwolniły się miejsca na 22 lipca!
Czasu do wylotu było mało, musiałam jeszcze sporo spraw pozałatwiać. Ostatni tydzień przed opuszczeniem Japonii był bardzo pracowity, ale udało się wszystko dopiąć na ostatni guzik i zamknąć dom ... na nie wiadomo jak długo.
Jednak nie na długo ... na dwa tygodnie przed naszym planowanym powrotem nasz lot został odwołany ... Okazało się, że od sierpnia będzie jeszcze mniej lotów pomiędzy Japonią i Tajwanem. Słysząc tę wiadomość miałam wrażenie, że Japonia nie chce nas wypuścić, że znalazłyśmy się w potrzasku. Postanowiłam wracać pierwszym samolotem odlatującym z Tokio do Taipei wieczorem i który będzie miał miejsca. Samolot taki był tylko jeden w tygodniu - w środy o 18:20. Wszystkie inne loty były wczesnym popołudniem, a to oznaczałoby konieczność wyjazdu z Hakuby w nocy. Okazało się, że biletów nie ma już ani na 22.07 ani na 29.07. Zapisałam nas na listę rezerwową i czekałam. Po kilku dniach otrzymałam wyczekiwany e-mail - zwolniły się miejsca na 22 lipca!
Czasu do wylotu było mało, musiałam jeszcze sporo spraw pozałatwiać. Ostatni tydzień przed opuszczeniem Japonii był bardzo pracowity, ale udało się wszystko dopiąć na ostatni guzik i zamknąć dom ... na nie wiadomo jak długo.
Ania pożegnała się z nauczycielami, koleżankami i kolegami w szkole. Dostała książeczkę z zadaniami do odrobienia w czasie wakacji (w Japonii 1.08 zaczynają się trzytygodniowe wakacje). Dalsza nauka w japońskiej szkole również stoi pod znakiem zapytania, gdyż nawet jeśli byśmy chcieli, to nie mamy jak wrócić z powrotem do Japonii, gdyż granice są nadal zamknięte nawet dla posiadaczy kart stałego pobytu.
Ostatnim problemem do rozwiązania, który od miesięcy spędzał mi sen z oczu, była kwestia transportu z Hakuby do Tokio. Nie uśmiechała mi się jazda z przesiadkami - taksówką + autobusem + dwoma pociągami. Nawet w nie-pandemicznych czasach nie wyobrażam sobie takiej podroży z ciężkimi bagażami i Anią. Na szczęście jeden z tajwańskich instruktorów narciarskich Zosi szkółki narciarskiej mieszka w Hakubie i zgodził się zawieźć na lotnisko. Tak więc wszystko było gotowe do wyjazdu z Hakuby...
(o samym locie samolotem napiszę w następnym poście)
(o samym locie samolotem napiszę w następnym poście)
Comments
Post a Comment