W końcu nadszedł dzień wylotu z Japonii. Samolot miałyśmy o 18:20 z Tokio. Z Hakuby wyjechałyśmy o 9:00 rano i po ponad pięciu godzinach dotarłyśmy na lotnisko Narita. Mogłyśmy podjechać pod sam budynek Check-in counters nie były jeszcze otwarte, więc musiałyśmy dość długo czekać w pustej hali odlotów. Wszystko było pozamykane, ani jedna restauracja czy też sklep nie były otwarte.
Po terminalu kręciło się więcej pracowników lotniska niż podróżnych. Od czasu do czasu przejeżdżał robot i coś tam gadał do siebie.
Ok. 15:30 otworzono check-in i pomimo braku kolejki spędziłyśmy przy nim ponad godzinę! Dlaczego?
Obecnie na Tajwan mogą wjeżdżać jedynie obywatele Tajwanu, osoby posiadające karty stałego pobytu i od niedawna pracownicy migracyjni i studiujący na Tajwanie studenci z niektórych krajów. Businessmani ze specjalnymi pozwoleniami również mogą wjechać na Tajwan.
Mając kartę stałego pobytu na Tajwanie nie sądziłam, że będą jakieś problemy na lotnisku. Jednak japońska obsługa naziemna tajwańskich linii lotniczych China Airlines była bardzo skrupulatna i wszystko dokładnie sprawdzała. Dzwonili do tajwańskiego Biura Imigracyjnego w sprawie każdego obcokrajowca. Trwało to i trwało. W końcu otrzymali odpowiedź, że oczywiście mogę lecieć.
By jednak nie było zbyt łatwo, to teraz był "problem" z Anią. Ania leciała na paszporcie tajwańskim, w którym ma wpisane dwa imiona i dwa nazwiska (tajwańskie - znakami chińskimi i transkrypcją oraz polskie). Bilety lotnicze zawsze kupujemy na polskie imię i nazwisko, by było ujednolicone, gdy używa kart lojalnościowych linii lotniczych. Jeśli przy check-in są niedoświadczeni pracownicy, to zawsze są z tym problemy. Dzwonią do przełożonych i wtedy okazuje się, że problemu nie ma. Jednak powtarza się to bardzo często, więc jesteśmy już przyzwyczajeni. Oczywiście po kolejnym telefonie okazało się, że wszystko jest ok.
I w ten sposób, pomimo braku kolejki, minęła godzina przy punkcie odprawy biletowo-bagażowej.
By jednak nie było zbyt łatwo, to teraz był "problem" z Anią. Ania leciała na paszporcie tajwańskim, w którym ma wpisane dwa imiona i dwa nazwiska (tajwańskie - znakami chińskimi i transkrypcją oraz polskie). Bilety lotnicze zawsze kupujemy na polskie imię i nazwisko, by było ujednolicone, gdy używa kart lojalnościowych linii lotniczych. Jeśli przy check-in są niedoświadczeni pracownicy, to zawsze są z tym problemy. Dzwonią do przełożonych i wtedy okazuje się, że problemu nie ma. Jednak powtarza się to bardzo często, więc jesteśmy już przyzwyczajeni. Oczywiście po kolejnym telefonie okazało się, że wszystko jest ok.
I w ten sposób, pomimo braku kolejki, minęła godzina przy punkcie odprawy biletowo-bagażowej.
Przy kontroli bezpieczeństwa nie było żywej duszy. Przy kontroli paszportowej również. Tak więc szybciutko i bezpiecznie przeszłyśmy "na drugą stronę".
Tam znowu naszym oczom ukazały się pozamykane sklepy wolnocłowe i restauracje.
Tam znowu naszym oczom ukazały się pozamykane sklepy wolnocłowe i restauracje.
Cisza, spokój, pustka.
W samolocie na około 350 miejsc było jedynie 40-50 osób. Przy wejściu do samolotu wszystkim mierzono temperaturę i porozsadzano wszystkich tak, że pomiędzy pasażerami znajdowały się co najmniej dwa wolne miejsca - nawet pomiędzy mną i Anią. Wszyscy byli w maseczkach, kilka osób w rękawiczkach. Stewardesy i steward dodatkowo w jednorazowych fartuchach zakrywających ubranie. My miałyśmy dużo chusteczek antybakteryjnych, którymi wytarłyśmy wszystko co tylko dało się wytrzeć przy naszych fotelach. Jedzenie w China Airlines zawsze było bardzo smaczne, jednak tym razem dostałyśmy jedynie pudełko z małą butelką wody, bułką z rodzynkami, kawałkiem ciasta i dwoma ciasteczkami. Trochę kiepsko, ale cóż ... rozumiem ... koronawirus.
Jeszcze przed wylotem zarejestrowałam siebie i Anię na specjalnej stronie internetowej jako powracające z zagranicy na Tajwan. Od razu po wylądowaniu dostałyśmy SMSy dotyczące obowiązującej nas kwarantanny. Od tej chwili przez kolejne 14 dni jesteśmy "śledzone" przez lokalizację naszych telefonów.
Po przylocie kolejny pomiar temperatury.
Dziwnie wyglądało opustoszałe międzynarodowe lotnisko Taoyuan na Tajwanie, jakby po jakimś katakliźmie. Tam, gdzie zawsze były długie kolejki przylatujących, przy odprawie paszportowej, było pusto. Jedynie dwa okienka były otwarte.
Jeszcze przed wylotem zarejestrowałam siebie i Anię na specjalnej stronie internetowej jako powracające z zagranicy na Tajwan. Od razu po wylądowaniu dostałyśmy SMSy dotyczące obowiązującej nas kwarantanny. Od tej chwili przez kolejne 14 dni jesteśmy "śledzone" przez lokalizację naszych telefonów.
Po przylocie kolejny pomiar temperatury.
Dziwnie wyglądało opustoszałe międzynarodowe lotnisko Taoyuan na Tajwanie, jakby po jakimś katakliźmie. Tam, gdzie zawsze były długie kolejki przylatujących, przy odprawie paszportowej, było pusto. Jedynie dwa okienka były otwarte.
Przy odbiorze bagażu również nie było NIKOGO.
W hali przylotów, gdzie normalnie były tłumy oczekujących ... PUSTO.
Przed lotniskiem ... PUSTO.
I tak wygląda lot w czasach koronawirusa ...
Zdaję sobie sprawę z tego, że w Europie i w Ameryce sytuacja jest zupełnie inna. Uważam jednak, że dzięki temu, iż Tajwan tak bardzo rygorystycznie podchodzi do otwarcia granic, przelotów swoimi liniami lotniczymi i kwarantanny na wyspie jest bezpiecznie i zakażeń lokalnych nie było już od prawie 4 miesięcy. Co jakiś czas okazuje się, że ktoś z przyjezdnych jest zarażony, jednak dzięki kwarantannie COVID-19 nie rozprzestrzenia się.
Ania i ja mamy teraz kwarantannę i nie buntuję się, nie narzekam, bo wiem, że to nie tylko dla mojego dobra, ale i dla zdrowia wszystkich dookoła.
Zdaję sobie sprawę z tego, że w Europie i w Ameryce sytuacja jest zupełnie inna. Uważam jednak, że dzięki temu, iż Tajwan tak bardzo rygorystycznie podchodzi do otwarcia granic, przelotów swoimi liniami lotniczymi i kwarantanny na wyspie jest bezpiecznie i zakażeń lokalnych nie było już od prawie 4 miesięcy. Co jakiś czas okazuje się, że ktoś z przyjezdnych jest zarażony, jednak dzięki kwarantannie COVID-19 nie rozprzestrzenia się.
Ania i ja mamy teraz kwarantannę i nie buntuję się, nie narzekam, bo wiem, że to nie tylko dla mojego dobra, ale i dla zdrowia wszystkich dookoła.
Comments
Post a Comment