Wpis ten powstał w ramach projektu o przyjaźni zorganizowanego przez wspaniały Klub Polek na Obczyźnie, do którego należę. Posty moich koleżanek można znaleźć TUTAJ.
Przyjaciele - rozumieją się bez słów, śmieją się i płaczą razem. Mogą przegadać całą noc, dzień i jeszcze jedną noc. Mogą również milczeć i nie mieć o to do siebie nawzajem pretensji. Przyjaciela możesz nie widzieć przez wiele miesięcy lub nawet lat, ale i tak myślisz o nim i jesteś z nim w jakiś sposób związany.
Nie wyobrażam sobie życia bez przyjaciół. Zawsze miałam mnóstwo kolegów i koleżanek, kilkoro z nich zostało moimi przyjaciółmi. Jednak wszystkie przyjaźnie zawarłam jeszcze w Polsce, czyli ponad 20 lat temu. Teraz nie potrafię się już zaprzyjaźniać, nawiązuję znajomości, ale nie przyjaźnie. Tyle razy ja wyjeżdżałam i zostawiałam znajomych, tylu znajomych wyjechało i zostawiło mnie, że nie mam już siły bliżej związywać się z ludźmi. Kilka miesięcy temu pisałam już o tym TUTAJ.
Stare przyjaźnie nadal trwają i mają się całkiem nieźle. Mam bliskich znajomych i przyjaciół z przedszkola, z KIKu, z podstawówki, z liceum, ze studiów. Ki1ka osób jest mi szczególnie bliskich:
S. - poznałam ją, gdy miałam 10 lat, w szkole w USA. Mieszkałyśmy obok siebie, spędzałyśmy mnóstwo czasu razem, chodziłyśmy razem do pralni, gdzie grałyśmy w karty czekając aż skończy się pranie, chodziłyśmy po drzewach i jeździłyśmy na rowerach. Po 1.5 roku ona wróciła na Islandię, a ja do Polski. Był rok 1983. Przez wiele, wiele lat pisałyśmy do siebie listy - listy, nie e-maile. W 1986 S. odwiedziła mnie w Polsce, przyleciała sama na dwa tygodnie. Było cudownie. Jednak znowu musiałyśmy się rozstać i znowu nadszedł czas pisania listów. Pisałyśmy ze sobą przez kilkanaście lat. Miałyśmy chyba 2-3 letnią przerwę, ale znowu się znalazłyśmy i znowu do siebie pisujemy. Bardzo chciałabym odwiedzić ją na Islandii, jest to moim marzeniem od dzieciństwa.
K. - poznałyśmy się na studiach. Ona malutka, drobniutka, wygadana blondynka, ja wysoka, cichsza, ruda. Nie zliczę nocy, które przegadałyśmy, kilometrów, które razem przeszłyśmy na spacerach z psami, w Tatrach i na Mazurach. Ileż planów snułyśmy na przyszłość. Ja zostałam świadkiem na jej ślubie, ona na moim. Byłam pierwszą, która dowiedziała się, że jest w ciąży i zostałam matką chrzestną jej córki. Od razu po studiach musiałyśmy się pożegnać - ja wyjechałam do USA, ona została w PL. Pisałyśmy do siebie, ale sporadycznie. Spotykałyśmy się, ale rzadko. Od ponad 10 lat nasze drogi idą równolegle, nie możemy się spotkać, Polska, USA, Chiny, Tajwan, Anglia - rzadko bywamy w tym samym czasie w tym samym kraju. A jednak ja o niej cały czas myślę i cholernie tęsknię za nią. I chociaż rzadko się kontaktujemy, to np obie zrobiłyśmy kursy na nauczycielki Montessori, nie uzgadniając tego wcześniej ze sobą i każda z nas ma trójkę dzieci. K. mieszka teraz w Pekinie, więc niby nie tak daleko, ale ...
K. - koleżanka w podstawówce, a teraz przyjaciółka. Zawsze jak wracam do Polski, to się z nią spotykam. Raz udało nam się nawet pojechać razem na wakacje. Jej rodzinka odwiedziła nas na Tajwanie już dwa razy. Nasze dzieci się przyjaźnią. Obie uczymy dzieci - ona w szkole i w domu, ja w domu. Kilka lat temu również zaczęła przygodę z edukacją domową.
I. - najdziwniejsza przyjaźń jaka może być. Jesteśmy tak różne, chyba w żadnej kwestii nie mamy takiego samego zdania. A jednak ... przyjaźnimy się już od liceum. Nie krytykujemy siebie nawzajem, przyjmujemy drugą osobę taką jaka jest. Słuchamy i nie wydajemy opinii. Jak widać tak też się da.
A. A. D. D. E. K. - Dziewczyny bez których nie wyobrażam sobie pobytu w Warszawie. Zawsze się spotykamy, zawsze mamy sobie mnóstwo do powiedzenia. Kocham je i bez nich moje powroty do Polski nie byłyby takie same, były by po prostu odwiedzinami u rodziny, a tak odwiedzam razem z nimi dawne czasy, przywołuję we wspomnieniach te wspaniałe chwile, które razem spędziłyśmy na obozach lub w ławce szkolnej.
Wszystkie moje przyjaciółki są daleko. Brakuje mi ich, ale wiem, że jak zajdzie potrzeba to mogę na nie liczyć. Tak jak to było już kilka razy - czasami zadzwonią do mojej Mamy, odwiedzą ją, odbiorą mnie z lotniska lub pożyczą samochód. Dobrze, że są, choć są daleko.
Te stare przyjaźnie staram się kultywować, tego nauczyli mnie moi Rodzice. Oni sami mają przyjaciół jeszcze ze studiów i sprzed wielu lat gdy zaczynali pracę. Dzięki temu, teraz gdy Mama została sama, nie jest aż tak sama, bo ma dookoła siebie przyjaciół, którzy jej zawsze pomogą. Wdzięczna jestem im za to bardzo,
Teraz, w dobie Internetu, udało mi się nawiązać bliskie znajomości z kilkoma osobami, które znam tylko przez Internet. Z kilkoma udało mi się spotkać i ... nie zawiodłam się. Wiele z moich internetowych koleżanek chciałabym poznać osobiście, bo czuję że byśmy się jeszcze lepiej rozumiały i polubiły "na żywo".
Chciałabym by i moje dzieci otaczały się wartościowymi ludźmi, z którymi nawiążą długoletnie przyjaźnie. Jednak najstarsza, osiemnastoletnia Zosia, nie umie utrzymywać znajomości. Nigdy nie pisze do koleżanek, nie dzwoni do nich, nawet na FB się z nikim nie kontaktuje. Jest jej miło jak ktoś się do niej odezwie, ale sama nigdy nie zrobi pierwszego kroku. Staram się jej tłumaczyć jak ważne jest mieć kogoś na kim można polegać na dobre i na złe, z kim można o wszystkim pogadać, ale jakoś to do niej nie dociera. Szkoda.
Przyjaciele - rozumieją się bez słów, śmieją się i płaczą razem. Mogą przegadać całą noc, dzień i jeszcze jedną noc. Mogą również milczeć i nie mieć o to do siebie nawzajem pretensji. Przyjaciela możesz nie widzieć przez wiele miesięcy lub nawet lat, ale i tak myślisz o nim i jesteś z nim w jakiś sposób związany.
Nie wyobrażam sobie życia bez przyjaciół. Zawsze miałam mnóstwo kolegów i koleżanek, kilkoro z nich zostało moimi przyjaciółmi. Jednak wszystkie przyjaźnie zawarłam jeszcze w Polsce, czyli ponad 20 lat temu. Teraz nie potrafię się już zaprzyjaźniać, nawiązuję znajomości, ale nie przyjaźnie. Tyle razy ja wyjeżdżałam i zostawiałam znajomych, tylu znajomych wyjechało i zostawiło mnie, że nie mam już siły bliżej związywać się z ludźmi. Kilka miesięcy temu pisałam już o tym TUTAJ.
Stare przyjaźnie nadal trwają i mają się całkiem nieźle. Mam bliskich znajomych i przyjaciół z przedszkola, z KIKu, z podstawówki, z liceum, ze studiów. Ki1ka osób jest mi szczególnie bliskich:
S. - poznałam ją, gdy miałam 10 lat, w szkole w USA. Mieszkałyśmy obok siebie, spędzałyśmy mnóstwo czasu razem, chodziłyśmy razem do pralni, gdzie grałyśmy w karty czekając aż skończy się pranie, chodziłyśmy po drzewach i jeździłyśmy na rowerach. Po 1.5 roku ona wróciła na Islandię, a ja do Polski. Był rok 1983. Przez wiele, wiele lat pisałyśmy do siebie listy - listy, nie e-maile. W 1986 S. odwiedziła mnie w Polsce, przyleciała sama na dwa tygodnie. Było cudownie. Jednak znowu musiałyśmy się rozstać i znowu nadszedł czas pisania listów. Pisałyśmy ze sobą przez kilkanaście lat. Miałyśmy chyba 2-3 letnią przerwę, ale znowu się znalazłyśmy i znowu do siebie pisujemy. Bardzo chciałabym odwiedzić ją na Islandii, jest to moim marzeniem od dzieciństwa.
K. - poznałyśmy się na studiach. Ona malutka, drobniutka, wygadana blondynka, ja wysoka, cichsza, ruda. Nie zliczę nocy, które przegadałyśmy, kilometrów, które razem przeszłyśmy na spacerach z psami, w Tatrach i na Mazurach. Ileż planów snułyśmy na przyszłość. Ja zostałam świadkiem na jej ślubie, ona na moim. Byłam pierwszą, która dowiedziała się, że jest w ciąży i zostałam matką chrzestną jej córki. Od razu po studiach musiałyśmy się pożegnać - ja wyjechałam do USA, ona została w PL. Pisałyśmy do siebie, ale sporadycznie. Spotykałyśmy się, ale rzadko. Od ponad 10 lat nasze drogi idą równolegle, nie możemy się spotkać, Polska, USA, Chiny, Tajwan, Anglia - rzadko bywamy w tym samym czasie w tym samym kraju. A jednak ja o niej cały czas myślę i cholernie tęsknię za nią. I chociaż rzadko się kontaktujemy, to np obie zrobiłyśmy kursy na nauczycielki Montessori, nie uzgadniając tego wcześniej ze sobą i każda z nas ma trójkę dzieci. K. mieszka teraz w Pekinie, więc niby nie tak daleko, ale ...
K. - koleżanka w podstawówce, a teraz przyjaciółka. Zawsze jak wracam do Polski, to się z nią spotykam. Raz udało nam się nawet pojechać razem na wakacje. Jej rodzinka odwiedziła nas na Tajwanie już dwa razy. Nasze dzieci się przyjaźnią. Obie uczymy dzieci - ona w szkole i w domu, ja w domu. Kilka lat temu również zaczęła przygodę z edukacją domową.
I. - najdziwniejsza przyjaźń jaka może być. Jesteśmy tak różne, chyba w żadnej kwestii nie mamy takiego samego zdania. A jednak ... przyjaźnimy się już od liceum. Nie krytykujemy siebie nawzajem, przyjmujemy drugą osobę taką jaka jest. Słuchamy i nie wydajemy opinii. Jak widać tak też się da.
A. A. D. D. E. K. - Dziewczyny bez których nie wyobrażam sobie pobytu w Warszawie. Zawsze się spotykamy, zawsze mamy sobie mnóstwo do powiedzenia. Kocham je i bez nich moje powroty do Polski nie byłyby takie same, były by po prostu odwiedzinami u rodziny, a tak odwiedzam razem z nimi dawne czasy, przywołuję we wspomnieniach te wspaniałe chwile, które razem spędziłyśmy na obozach lub w ławce szkolnej.
Wszystkie moje przyjaciółki są daleko. Brakuje mi ich, ale wiem, że jak zajdzie potrzeba to mogę na nie liczyć. Tak jak to było już kilka razy - czasami zadzwonią do mojej Mamy, odwiedzą ją, odbiorą mnie z lotniska lub pożyczą samochód. Dobrze, że są, choć są daleko.
Te stare przyjaźnie staram się kultywować, tego nauczyli mnie moi Rodzice. Oni sami mają przyjaciół jeszcze ze studiów i sprzed wielu lat gdy zaczynali pracę. Dzięki temu, teraz gdy Mama została sama, nie jest aż tak sama, bo ma dookoła siebie przyjaciół, którzy jej zawsze pomogą. Wdzięczna jestem im za to bardzo,
Teraz, w dobie Internetu, udało mi się nawiązać bliskie znajomości z kilkoma osobami, które znam tylko przez Internet. Z kilkoma udało mi się spotkać i ... nie zawiodłam się. Wiele z moich internetowych koleżanek chciałabym poznać osobiście, bo czuję że byśmy się jeszcze lepiej rozumiały i polubiły "na żywo".
Chciałabym by i moje dzieci otaczały się wartościowymi ludźmi, z którymi nawiążą długoletnie przyjaźnie. Jednak najstarsza, osiemnastoletnia Zosia, nie umie utrzymywać znajomości. Nigdy nie pisze do koleżanek, nie dzwoni do nich, nawet na FB się z nikim nie kontaktuje. Jest jej miło jak ktoś się do niej odezwie, ale sama nigdy nie zrobi pierwszego kroku. Staram się jej tłumaczyć jak ważne jest mieć kogoś na kim można polegać na dobre i na złe, z kim można o wszystkim pogadać, ale jakoś to do niej nie dociera. Szkoda.
Nie krytykuj Zosi za to, że inaczej czuje. Bo to nie jest kwestia myślenia - sądzę, że każdy rozumowo zdaje sobie sprawę z tego, że dobrze mieć kogoś, na kim można polegać. Nie każdy jednak czuje potrzebę zmieniania ludzi obcych w ludzi bliskich i nie dla każdego możliwość wygadania się czy świadomość oparcia jest ważna. Pewnie, że w trosce o Jej dobro chciałabyś, by miała wielu prawdziwych przyjaciół - ale jeśli ona nie ma takiej potrzeby, to żadne tłumaczenie nie pomoże.
ReplyDeleteJa jej nie krytykuję. :-) Widzę jednak, że od najmłodszych lat jest jej obojętne czy ma znajomych czy też nie. Sądzę, że częste przeprowadzki i zmiany otoczenia, gdy była mała, na to wpłynęły. Kilka lat temu miała grupę kumpli i kumpelek, z którymi się spotykała, ale niestety została przez tę grupę odrzucona w chwili, gdy zaczęła spotykać się z chłopakiem spoza grupy ... Ciężkie jest życie nastolatków ...
DeletePrzyjaźnie są ważne, ale prawdą jest że ciężko jest utrzymać kontakt kiedy jest się za granicą.
ReplyDeleteWiesz Dorotko, tak się zastanawiam czy fakt, że Zosia uczy się w domu nie ma jakiegoś wpływu na to, że nie utrzymuje typowych znajomości.
ReplyDeleteW szkolnej klasie jakoś inaczej się chyba funkcjonuje, trzeba zawierać sojusze i po prostu spędzać czas bardziej stadnie, siłą rzeczy. Z drugiej strony - ja pomimo tradycyjnego toku nauczania mam podobnie - rzadko sama zagaduję lub dzwonię do znajomych (poza tymi bliższymi i ważniejszymi, oraz takimi, do których "mam jakąś sprawę").
Myślę, że Zosia sama dojdzie do posiadania swojego kręgu znajomych, na razie - nie ma chyba za bardzo o czym rozmawiać z większością rówieśników, bo żyje trochę innym życiem.
Przy czym to tak sobie gdybam - bo nie znam Twojej córki osobiście. A może zwyczajnie być - że ten typ tak ma i już.